Powodzie i burze gradowe niszczą domy w Qinghai
Gwałtowne burze zniszczyły domy Tybetańczyków z prefektury Juszu w Qinghai, którzy stracili stada w czasie zamieci śnieżnych w latach 1995-97. 29 lipca ulewne deszcze i burze gradowe doprowadziły do powodzi i obsunięcia górskiego stoku przy głównej ulicy w Dziekundo (chiń. Yushu). Tysiące osób straciły dach nad głową. Zginęło jedno dziecko, jest wielu rannych. Większość poszkodowanych to koczownicy i chłopi. Przeprowadzili się do miasta po surowych zimach, które odebrały im stada i środki do życia.
Błoto, grad i strumienie wody zrujnowały 67, poważnie uszkodziły 300 i zalały wiele innych budynków w Dziekundo. Pozbawione domów rodziny mieszkają w dostarczonych przez władze lichych namiotach. Mieszkańcy bloków koczują na górnych piętrach zalanych budynków.
Ulewne deszcze padały co najmniej do 15 sierpnia. Burze gradowe zniszczyły też mosty i drogi w okręgu Nangczen (chiń. Nangqian), ubogim, półkoczowniczym regionie graniczącym z TRA. Naoczni świadkowie informują o uszkodzeniu 26 mostów i zmyciu 35 kilometrów dróg. W samym Nangczen zagładzie uległo co najmniej 140 lepianek i 62 budynki rządowe. Pola zostały spustoszone tuż przed żniwami.
Ann Carswell z edynburskiego Jinpa Trust, która prowadzi działalność charytatywną w tym regionie, informuje, że woda zmyła jedną z klinik organizacji. “Najgorsza jest strata jęczmienia – uważa – bo półkoczownicy i tak ledwie wiązali koniec z końcem. Nangczen należy do najuboższych regionów w całej ChRL. To właśnie ci ludzie, najbiedniejsi z biednych, przenieśli się do Dziekundo po strasznych zimach, które odebrały im cały dobytek. Nie przeżyją bez pomocy z zewnątrz”.
Lokalna telewizja pokazuje głównie zniszczone
samochody, motory i drogie budynki – oraz operacje ratunkowe chińskiego
wojska – całkowicie ignorując najuboższych, tybetańskich mieszkańców regionu.
Pracownicy organizacji charytatywnych obawiają się, że z nadejściem zimy
w październiku ludzie ci znajdą się
w beznadziejnej sytuacji.