Szkolenia zawodowe dla Tybetańczyków
Władze zaczynają walczyć z rosnącym bezrobociem i powiększającą się podklasą niewykwalifikowanych Tybetańczyków, których w Lhasie i innych regionach Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) wypierają z rynku napływowi, wykwalifikowani pracownicy chińscy. Kadry dostrzegają potrzebę szkolenia zawodowego i zatrudniania lokalnych pracowników tybetańskich, wielu obawia się jednak, że nie poprawi to coraz trudniejszego położenia Tybetańczyków, którzy muszą konkurować z imigrantami z Chin.
Nowe plany stanowią element ogólnokrajowej polityki urbanizacyjnej, którą forsuje się obecnie jako “fundament” rozwoju Tybetu. Według wewnętrznego raportu wpływowej Komisji ds. Rozwoju Regionalnego i Reform w ramach dziesiątego planu pięcioletniego (2001-05) w miejskich regionach TRA należy tworzyć miejsca pracy, aby zaspokoić potrzeby ponad 60 tysięcy tybetańskich chłopów i rzeszy imigrantów z Chin. Do obowiązków Komisji należy opracowanie planu pięcioletniego i podział państwowych środków na rozwój regionu. Komisja uważa, że w latach 2001-05 “nadwyżka siły roboczej” w okręgach wiejskich (tzn. liczba ludności, która nie zdoła utrzymać się z pracy na roli) będzie rosła o 15-25 tys. rocznie, osiągając pułap 310 tysięcy.
Choć Komisja stwierdziła, że należy przeznaczyć więcej środków na szkolenie zawodowe “populacji lokalnej”, w raporcie nie przedstawiono konkretnego planu takich szkoleń.
Raport, który powstał w zeszłym roku i czeka na zatwierdzenie przez Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych TRA, wymienia czynniki sprzyjające tworzeniu miejsc pracy w Tybecie. Są wśród nich największe projekty infrastrukturalne realizowane w ramach programu “rozwijania ziem zachodnich”, takie jak linia kolejowa Qinghai-Lhasa, której otwarcie zaplanowano na 2007 rok. Choć Komisja zaleca, by przy budowie kolei zatrudniać “nadwyżkę lokalnej siły roboczej”, dyrektor Huang Difu poinformował w sierpniu zagranicznych dziennikarzy, że pośród 27 tys. wykwalifikowanych robotników nie ma ani jednego Tybetańczyka, ponieważ większość pracowników zatrudniały firmy “zewnętrzne”. Według Huanga przy budowie kolei pracuje sześć tysięcy tybetańskich robotników niewykwalifikowanych (Asia Business Week, 9 września 2003). W samej Komisji ds. Rozwoju Regionalnego i Reform, która zatrudnia głównie Chińczyków z innych prowincji, pracuje bardzo niewielu Tybetańczyków.
Z badań rynku pracy w Prefekturze Lhaskiej, które przeprowadzono w 2001 roku, wynika, że pracuje w niej 233.500 osób – w tym imigranci z Chin (dane Ministerstwa Pracy w Lhasie). Liczba ta nie obejmuje koczowników i chłopów. 70,1 proc. sklasyfikowanych pracuje dla rządu lub w przedsiębiorstwach państwowych, a 23,9 proc. w sektorze prywatnym. Liczba zatrudnionych jest wyższa w lecie, ponieważ wiele prac ma charakter sezonowy. Wielu Chińczyków przyjeżdża do Lhasy latem, a zimą wraca w rodzinne strony. To samo źródło podaje, że w prefekturze jest 24.960 bezrobotnych. Liczba ta ma charakter szacunkowy. W lhaskim departamencie pracy zarejestrowano dziesięć razy mniej bezrobotnych, ponieważ zgłaszają się tam jedynie pracownicy zakładów państwowych, gdyż tylko im przysługują świadczenia. Urzędnik owego departamentu stwierdził niedawno, że “nadwyżka siły roboczej” na wiejskich przedmieściach Lhasy przekracza 43 tysiące.
Andrew Fisher, ekonomista i specjalista od spraw rozwoju Tybetu, twierdzi, że dziesięcioprocentowa stopa bezrobocia pokrywa się z nieoficjalnymi szacunkami dla całych Chin. “Wydaje się ona jednak wysoka – dodaje – biorąc pod uwagę rozbudowę Lhasy w ostatnich pięciu latach. Można to jednak wyjaśnić. Rozwój gospodarczy prowincji koncentruje się w stolicy, ale dotyczy przede wszystkim administracji i kapitałochłonnych inwestycji infrastrukturalnych, nie tworząc wielu nowych miejsc pracy, zwłaszcza dla imigrantów ze wsi”.
Cytowany raport Komisji, poświęcony populacji, zatrudnieniu i opiece społecznej w Tybecie, zaleca przyspieszenie urbanizacji TRA w celu rozładowania problemu bezrobocia w regionach wiejskich. Według planu piętnastoletniego do 2005 roku w TRA powinno powstać 106 nowych “ośrodków miejskich”. Polityka urbanizacji polega na łączeniu małych miasteczek w większe jednostki administracyjne. Choć często sprowadza się po prostu do zmiany nomenklatury, może mieć dramatyczny wpływ na wiele regionów, prowadząc do migracji Tybetańczyków ze wsi do miast.
Oficjalny organ Komitetu Centralnego KPCh opublikował w tym roku artykuł, przekonujący, że migracja do miast jest sposobem na rozwiązanie problemu bezrobocia w regionach wiejskich. “Należy praktykować migrację ekologiczną – pisze Li Zibin – w celu przenoszenia dotkniętej nędzą ludności z miejsc ważnych z punktu widzenia ekologii, z terenów o kruchym środowisku naturalnym i z takich, jak regiony zachodnie, gdzie praktycznie nie istnieją możliwości przetrwania. Skalę tej migracji trzeba zwiększać krok po kroku” (Beijing Qiu Shi [“Poszukiwanie Prawdy”], 18 lutego 2003).
Komisja ds. Rozwoju Regionalnego i Reform opowiada się również za przenoszeniem siły roboczej z rolnictwa do “innych sektorów” w celu “rozwiązania problemu niskiego zatrudnienia” na wsi. Wiąże się to ze słabą wydajnością pracy w rolnictwie w porównaniu ze wskaźnikami drugiego i trzeciego sektora. Niektórzy chińscy uczeni i ekonomiści uważają, że państwo powinno przeznaczać więcej środków na rolnictwo, by pomóc ludziom utrzymać się z pracy na roli, większość opowiada się jednak za “wzmacnianiem wsi” poprzez edukację zawodową, która pozwoli na przenoszenie wiejskiej siły roboczej do branż nierolniczych.
Kursy zawodowe
Szkolenie zawodowe ma być kluczowym elementem polityki rozwijania zachodnich regionów ChRL – w tym Tybetu. We wrześniu 2002 roku Rada Państwa ogłosiła nowy plan promowania edukacji zawodowej, dotyczący przede wszystkim “ziem zachodnich”. Plan, opublikowany jako “Dokument wewnętrzny nr 16”, zobowiązuje departamenty edukacji szczebla prowincji do “opracowania, koordynowania i zarządzania promocją edukacji zawodowej”. W lutym tego roku Rada Państwa wydała dekret, nakładający na władze lokalne obowiązek zapewnienia kursów zawodowych robotnikom napływowym. Nie wiadomo, czy nadanie edukacji zawodowej charakteru priorytetowego znajdzie odzwierciedlenia w przeznaczanych na nią środkach w wiejskich regionach Tybetu, gdzie do tej pory brakowało funduszy na istniejące programy szkoleniowe.
“W każdym regionie Tybetu szkolenia zawodowe dla Tybetańczyków są niezwykle ważne – mówi Karma Hardy, dyrektor londyńskiej Tibet Foundation, która organizuje takie kursy w Khamie (obecnie prowincja Sichuan). – Dają nadzieję, pewność siebie i szansę na rynku pracy. Potrzeba więcej szkoleń, które przygotują Tybetańczyków do życia we współczesnym świecie i pracy w przemyśle budowlanym, elektrowniach wodnych, leśnictwie, kopalniach czy turystyce. W każdym tybetańskim mieście otwiera się obecnie trzy-czterogwiazdkowy hotel, rząd stawia na rozwój turystyki, Tybetańczykom przydałyby się więc, na przykład, kursy z zarządzania i hotelarstwa”.
Tybetańscy urzędnicy kładą nacisk na konieczność szkoleń dla ludności lokalnej z uwagi na niskie dochody i trudności na rynku pracy tak w regionach miejskich, jak na wsi. Brak wykształcenia sprawia, że wielu Tybetańczyków podejmuje najgorzej opłacaną pracę fizyczną. Według tybetańskiego dygnitarza, który rozmawiał z chińskim uczonym analizującym bezrobocie w TRA, tybetański robotnik niewykwalifikowany zarabia z reguły 15-20 yuanów (1,8-2,4 USD) dziennie, podczas gdy chiński robotnik wykwalifikowany może liczyć na 50 yuanów (6 USD) dniówki. Dziennikarz Straits Times, który w tym roku odwiedził Tybet, twierdzi, że Tybetańczycy pracujący przy budowie linii kolejowej Golmud-Lhasa zarabiają, w zależności od wysokości, od 50 do 65 yuanów dziennie (6-8 USD), podczas chińscy robotnicy budowlani otrzymują – bezpieczniejsze – miesięczne pensje w wysokości 6.000-20.000 yuanów (724-2.416 USD). Cytowany urzędnik uważa, że Tybetańczycy najbardziej skorzystaliby na szkoleniach z leśnictwa, uprawy warzyw i kwiatów, produkcji miodu, naprawy i konserwacji maszyn rolniczych, obsługi generatorów słonecznych oraz prowadzenia samochodów i traktorów.
Samo szkolenie nie oznacza jednak zatrudnienia absolwentów kursów. Wielu chłopów, którzy przeszli niedawno kursy budowlane, nie znalazło pracy w rodzinnym regionie ani poza jego granicami. “Często umiejętności i kapitał to za mało – uważa chłop z Lhasy. – W wielu różnych dziedzinach, od pracy w kopalni po prowadzenie straganu, Tybetańczycy muszą konkurować ze znacznie lepiej przygotowanymi Chińczykami. Chińczycy wolą też zatrudniać Chińczyków. Chińscy sprzedawcy wykańczają tybetańskich. U mnie zbankrutowało na przykład wielu tybetańskich szewców. Chińczycy sprowadzali znacznie tańsze buty i umieli nimi agresywnie handlować”.
“Lokalny rynek [w TRA] jest nie tylko mały
i słabo rozwinięty, ale i podzielony z uwagi na pochodzenie etniczne,
meldunek i status – uważa chiński uczony,
który badał bezrobocie w kilku regionach Tybetu. – Rynek pewnych
umiejętności, np. prowadzenia samochodu
czy obsługi komputera, jest nasycony,
ponieważ wiele osób przeszło już takie
szkolenia organizowane przez rozmaite departamenty
lub szkoły. Co więcej, według urzędników lokalnych gwarantem znalezienia
i utrzymania pracy nie są wcale umiejętności, kapitał lub
ciężka praca, ale osobiste układy i powiązania. W tej sytuacji tybetański
chłop z minimalnymi umiejętnościami nie ma praktycznie żadnych
szans na rynku pracy w Lhasie, Tsedangu (tyb. Cetang) czy Naqu (tyb. Nagczu)”.