Próba odwrócenia uwagi społeczności międzynarodowej
od prawdziwego problemu tragedii Tybetu
Xinhua, oficjalna agencja prasowa ChRL, opublikowała dziś historię,
wedle której Chiny pojmały dwóch „szpiegów”, wysłanych do Tybetu przez
Dalajlamę. Xinhua twierdzi, że ich misja polegała na tym, iż jeden miał
się podpalić w Lhasie, a drugi to sfilmować. Wedle agencji, jeden z mężczyzn
został ujęty w zeszłym roku, a drugi 5 maja 2001.
Centralna Administracja Tybetańska stanowczo oświadcza, iż historia
ta jest absolutnie fałszywa. Ruch tybetański kieruje się zasadą niestosowania
przemocy, którą propaguje Jego Świątobliwość Dalajlama. Wysłanie do Tybetu
kogoś, kto miałby się podpalić, kłóci się z zasadami buddyzmu tybetańskiego,
który naucza, że odbieranie życia, zwłaszcza własnego, jest działaniem
szczególnie negatywnym. Wiarygodność całego ruchu tybetańskiego opiera
się właśnie na tych zasadach. Nie zrobiliśmy niczego, co mogłoby – słowem
lub czynem – wiarygodność tę podważyć.
W 1998 roku, kiedy Tybetańczyk podpalił się w New Delhi, by zwrócić
uwagę świata na tragiczną sytuację naszych rodaków w Tybecie, Jego Świątobliwość
Dalajlama stanowczo się temu sprzeciwił i wezwał wszystkich Tybetańczyków,
by nigdy nie podejmowali podobnych działań.
Skoro rząd ChRL wysunął takie oskarżenia, spoczywa na nim odpowiedzialność
za ich udowodnienie. Może to zrobić tylko w jeden sposób: organizując –
bez żadnych manipulacji – uczciwy, otwarty proces dwóch zatrzymanych Tybetańczyków,
by społeczność międzynarodowa mogła wyrobić sobie zdanie na temat tych
dziwacznych zarzutów. Wolne, międzynarodowe media powinny móc szczegółowo
zbadać tę sprawę, uzyskując swobodny dostęp do oskarżonych.
Dziwi też moment ujawnienia historii „samopodpalającego się szpiega”.
Xinhua podaje, że władze chińskie zatrzymały pierwszego Tybetańczyka w
zeszłym roku. Dlaczego więc tak długo czekały z ujawnieniem tej sensacji?
Odpowiedzi należy szukać w tym, co dzieje się w Tybecie i – w związku
ze sprawą Tybetu – na całym świecie. Kongres Stanów Zjednoczonych omawia
właśnie rezolucję dotyczącą polityki tybetańskiej, która, jeśli zostanie
przyjęta, znacznie zwiększy amerykańską pomoc humanitarną dla tybetańskiej
społeczności emigracyjnej. Dzisiaj też administracja prezydenta Busha mianowała
urzędniczkę wysokiego szczebla Specjalnym koordynatorem do spraw Tybetu.
Jego Świątobliwość Dalajlama odbywa natomiast niezwykle udaną wizytę w
Stanach Zjednoczonych i w przyszłym tygodniu ma spotkać się z prezydentem
Bushem.
Jesteśmy przekonani, że sensacyjne rewelacje szpiegowskie są li tylko
prymitywną kampanią oczerniania Jego Świątobliwości Dalajlamy, która ma
odwrócić uwagę społeczności międzynarodowej od prawdziwego problemu Tybetu.
Niemniej jednak najważniejszych powodów sfabrykowania tej historii
należy zapewne szukać w samym Tybecie. Za pięć dni, 23 maja, Chiny obchodzić
będą 50. rocznicę podpisania Siedemnastopunktowej Ugody, wątpliwego prawnie
dokumentu, na którym opierają swoje pretensje do panowania nad Tybetem.
W Tybecie, jak i w samych Chinach, rocznice takie są momentami szczególnie
newralgicznymi, gdyż społeczeństwo wykorzystuje je do publicznego manifestowania
swego niezadowolenia z rządu. Uważamy, że owa szpiegowska historia może
być pretekstem do wprowadzenia nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, nadzoru
i wreszcie represji.
Jak już powiedziano, wysunąwszy owe oskarżenia, rząd ChRL wziął na
siebie odpowiedzialność za ich udowodnienie podczas uczciwego, otwartego
procesu rzekomych „szpiegów”.
Jednocześnie pragniemy wyraźnie oświadczyć, że wielu Tybetańczyków,
wbrew radom Jego Świątobliwość Dalajlamy, zgłosiło się do udziału w strajkach
głodowych do śmierci, organizowanych przez tybetańskie organizacje pozarządowe,
takie jak Kongres Młodzieży Tybetańskiej czy Czolka Sum. Administracja
tybetańska w żaden sposób nie kontroluje ani organizatorów owych strajków,
ani ich uczestników.